Gdzie on jest?
Niedawno straciłam portfel. Dosyć szybko się jednak znalazł – w rękach wielbiciela miejskiej fauny. Zapewne świętując odnalezienie zguby mój „wybawiciel” uznał bowiem za zasadne zrobienie zakupów między innymi w Biedronce, kilku Żabkach i Małpce, za wszystko płacąc zbliżeniowo moją kartą.
No i fajnie. Też bym się cieszyła na jego miejscu: kolorowy, duży portfel i ani śladu po jego właścicielce. Tylko dlaczego po tych zakupach nie oddał mi choćby dokumentów? Wszystkie już od dawna są zastrzeżone, co nie zmienia faktu, że do dziś się zastanawiam, dlaczego mi ich jednak nie oddał. Chodzi mi po głowie kilka powodów:
- zakupy to w sumie ciężka sprawa. Wielu – zwłaszcza mężczyzn – szybko wymięka po kilkunastu minutach wśród sklepowych półek, wieszaków, stojąc w niekończących się kolejkach. Może utrata formy trafiła także i tego, kto trafił na mój portfel? Może uznał, że spocznie gdzieś na chwilę w kącie, przygnieciony zdobyczami i odpowiedzialnością za moją zgubę, a gdy zabrał już sił, zapomniał o całej sprawie?
- nie spodobałam mu się. Tak po prostu. Cóż, nie wszyscy muszą przecież dobrze wychodzić na zdjęciu do dokumentów. Tępe spojrzenie, nieszczery uśmiech i zaplątany kosmyk włosów. I on to zauważył. Zrobił minę jak Kevin gdy zobaczył dziewczynę Buzza, i uznał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
- zaczął czytać zgromadzone w portfelu paragony. Poczynając od tych sprzed trzech lat za paczkę kleju do płytek w łazience, przez lody kupione w Grecji, a skończywszy na niedzielnych zakupach sprzed miesiąca. Czyta, czyta i nadal nie skończył. No ale hej, czy tylko ja gromadzę te świstki wręczane przez kasjerów?
- a może jeszcze dostanę z powrotem ten portfel? Może znalazca jest w drodze do mnie, jednak spotyka go więcej przygód po drodze do mnie niż Frodo Bagginsa i jego kumpli? Po prostu muszę uzbroić się w cierpliwość?
- a może mój portfel zjadł pies?
Hmmm.. tylko co jeśli prawdziwy powód jest zupełnie inny?