raczkujące dziecko

Uwalniam z siebie dziecko (ale tylko na chwilę)

Dzisiaj sobie odpuszczam. Siadam w kącie i będę miała wszystko w nosie.

No bo kto powiedział, że już mi nie wolno raz na jakiś czas zachowywać się jak mała dziewczynka? Obrazić się i nie odzywać do nikogo… Zabarykadować i mówić, że nie ma tu nikogo, próbując stłumić dłonią atak śmiechu z żartu, jaki udało mi się zrobić dorosłym.

To prawdziwe dziecko, ze mnie przed rokiem zrodzone, było uprzejme zasnąć już o godzinie 20, więc co mogłoby mi przeszkodzić dziś obudzić na długi wieczór wewnętrznego dzieciucha, na co dzień przykrytego grubą i szczelną warstwą pozorów? Tam na zewnątrz, w pracy, potraktowano mnie niepoważnie i lekceważąco (no dobra, dobra, wiem, że mnie nie pierwszą i nie ostatnią), więc dla równowagi, w domowym zaciszu to ja będę zachowywać się dziś dziecinnie.

Przyszykowałam nawet sobie „zestaw” szczęśliwego malucha (w wersji dla starszaków): ulubiona zabawka z podświetlaną klawiaturą oraz ekranem, pod nosem nucę ukochane piosenki, piję czerwony napój bogów. I raz po raz sięgam po coś słodkiego (panie Wedel, dwa słowa specjalnie dla Pana: dziękuję bardzo! Pozdrawiam z sofy! Mleczko jak zwykle przednie!)

Zbieram w ten sposób siły na jutro. Taki mój niedojrzały kaprys.

wedel, ptasie mleczko