dziecko w wózku Tutek

Gdy jedno się kończy, a drugie jeszcze nie zaczęło

To było to do przewidzenia. Nie powinnam się wcale dziwić, że nastąpiło. Z pewności nie jesteśmy z córką pierwsze, którym to się przytrafiło. Gorzej, że dopadło nas jednocześnie. Mamy problemy. Emocjonalne.

Córka cierpi tu i teraz – o ile mnie nie widzi. Razem więc jemy, od połowy nocy śpimy razem, ubieramy się. Owszem, musi być także w pobliżu gdy przebywam w łazience i normalnie zamknęłabym drzwi. Inaczej dręczy ją. Lęk separacyjny.

Ja za to cierpię na myśl – na myśl o tym, że za chwilę kończy się mój urlop macierzyński, że wracam do pracy, że nie będzie mnie przy niej pół dnia. I dlatego wszystko jest teraz głupie – głupi jest spacer przed obiadem, głupie zakupy na pobliskim rynku, nawet nieśpieszne podejście na przystanek tramwajowy po wracającego z pracy tatę D. jest głupie. Bo wszystko to jest wykonywane po raz ostatni. Później będzie inaczej.

Ale spoko. Poradzę sobie. Przywyknę do zmiany i szybko nauczę się dawać dwa razy więcej z siebie po racy i w weekendy niż do tej pory. Taki już nasz los pracujących matek, czyż nie?

Córce też pewnie z czasem przejdzie. Zostaje z uwielbianą przez siebie babcią. Będą nowe zabawy, smaczne obiady i telefony od stęsknionej mamy. Oby tylko tata D. z nami wytrzymał zanim wszystko na nowo się ułoży 🙂

Da się na spokojnie przeżyć powrót do pracy po takim urlopie?